Czy komiks jest dziełem sztuki?

Komiks … celowa sekwencja sąsiadujących ze sobą obrazów plastycznych i innych, służąca przekazywaniu informacji i/lub wywoływaniu reakcji estetycznej u odbiorcy. No tak – tyle mówi definicja wg Scotta McClouda. Zatem przyjrzyjmy się definicji sztuki – za Wikipedią:
Sztuka – część dorobku kulturowego cywilizacji, manifestująca się poprzez utwory, w tym dzieła artystyczne.
Zdaniem niektórych, pojęcie sztuka jest niemożliwe do kompletnego określenia, albowiem jej granice są redefiniowane w sposób ciągły i w każdej chwili może pojawić się dzieło, które w arbitralnie przyjętej, domkniętej definicji się nie mieści. Sztuka spełnia rozmaite funkcje, m.in. estetyczne, społeczne, dydaktyczne, terapeutyczne, jednak nie stanowią one o jej istocie.
Sztuka narodziła się wraz z rozwojem cywilizacji ludzkiej. Można przypuszczać, że na początku pełniła przede wszystkim funkcję związaną z obrzędami magicznymi, którą zachowała u ludów pierwotnych.
Czy w takim razie komiks wpisuję się w powyższą definicję czy też nie? Wg mnie – zdecydowanie tak.
Jednak tutaj znów należy przybliżyć definicje dzieła sztuki. Tak więc z pomocą kolejny raz przychodzi Wikipedia:
Dzieło sztuki – całościowy i syntetyczny wytwór artystyczny o określonym sensie, charakteryzujący się wysokimi walorami estetycznymi (piękno). Poza funkcją estetyczną może pełnić również inne funkcje (np. wychowawczą, poznawczą, użytkową lub religijną). Jego twórcą jest człowiek – istota wyposażona w specyficzną wrażliwość (bez autora nie ma dzieła sztuki). Produkt ten stara się ukazać za pomocą określonej konwencji (formy) pewną rzeczywistość fizyczną lub psychiczną (treść). Dzieło sztuki ustanawia szczególny wgląd w świat widzialny lub emocjonalny, który może być wynikiem namysłu filozoficznego autora lub spontaniczną reakcją chwili.
Dzieła sztuki pod względem mobilności dzielą się na dwie grupy:
Dzieło sztuki ruchome – wszystkie elementy, które dzięki swej wartości kulturowej, estetycznej lub użytkowej uznane zostały za dzieła sztuki lub zostały objęte ochroną konserwatorską, w przypadku których możliwa jest zmiana lokalizacji. Do tej grupy zalicza się: obrazy, plakaty, rzeźby, meble, mała architektura, przedmioty użytkowe.
Dzieło sztuki nieruchome – również spełniają powyższe wymagania, lecz których translokacja jest bardzo trudna lub niemożliwa: podłogi, stropy, elementy detalu architektonicznego stale przytwierdzone do obiektu, obiekty budowlane i ich fragmenty, elementy wyposażenia trwale związane z obiektem.
Zatem nasz komiks jest zdecydowanie i niepodważalnie dziełem sztuki ruchomym.
Dlaczego więc w Polsce tak ciężko jest uznać komiks za dzieło sztuki, które ma potężny wkład w rozwój kultury i sztuki. Porównując rynek frankofoński czy nawet amerykański (wydawałoby się nieskomplikowany, przesycony superbohaterami) z polskim – ten nasz wypada blado albo nawet “nijako”. Owszem – oferta wydawnicza dziś jest już spora jednak nadal wypadamy mizernie na tle powyższych. Ale nie o tym. Zastanawiam się dlaczego w Polsce komiks a co za tym idzie plansze komiksowe mają tak słabe przyjęcie wśród kolekcjonerów zarówno samych komiksów jak i dzieł sztuki. Plansze komiksowe są doskonałym źródłem inwestycji. Już dziś ceny pojedynczych plansz na aukcjach dużych polskich galerii sztuki osiągają zawrotne ceny. Nie są to rekordy, które biją no głowę obrazy np Wyspiańskiego ale jednak. To co cieszy to fakt, że jest w Polsce grupa ludzi, którzy bacznie obserwują raczkujący rynek plansz komiksowych jako dziel sztuki.
Postawa polaków nie dziwi. Komiks w Polsce jednoznacznie kojarzony jest z Tytusem Romkiem i A’tomkiem (bagatela – ceny tychże plansz osiągają kwoty 5-10 tys zł), Kajko i Kokoszem, Kajtkiem i Koko (ceny około 1,5 – 2 tys zł), przygodami Jonka, Jonki i Kleksa (ceny około 1,2 – 1,8 tys zł) czy seria komiksów autorstwa niezrównanego w specyficznym żarcie oraz technice rysunku wg mnie Tadeusza Baranowskiego.
To co zrozumieli odbiorcy powyższych rynków a czego nie zrozumiało jeszcze większość Polaków za sprawą chyba ciężkich czasów PRL gdzie komiks praktycznie nie istniał to fakt, iż w komiksie jesteśmy w stanie zauważyć siebie. Cytowany już Scott McCloud opisał w swojej książce “zrozumieć komiks” specyficzne działanie mózgu każdego człowieka. Im mniej szczegółów twarzy w rysunku tym bardziej identyfikujemy się z postacią z sekwencji obrazków. My nie postrzegamy swojej twarzy w szczegółach. Wyobrażamy sobie ją. Widzimy tylko raz na jakiś czas w lustrze. Prowadząc z kimś rozmowę patrzymy na twarz rozmówcy i widzimy szczegóły. Rozmówca zatem widzi dokładne szczegóły naszej twarzy ale zarówno on jak i my swoje twarze w tym czasie tylko czujemy dokonując mimiki (czujemy i możemy sobie ją wyobrazić). Nasza wyobraźnia jednak nie jest w stanie dać nam szczegółów. Tutaj dochodzimy do powyższej tezy. Im mniej szczegółów (im bliżej rysunkowi do tzw cartoon’u) tym bardziej wchodzimy w postać rysunkową i wyobrażamy sobie siebie.
Stąd chyba fenomen Tytusa , Kajka i Kokosza czy Lorda Hokus Pokus, Profesorka Nerwosolka i jego asystentki Entomologii Motylowskiej.
Zauważyć nie trudno że twarze naszych bohaterów (chociażby takich Wampirów o zmroku autorstwa Tadeusza Baranowskiego) nie posiadają szczegółów, które klasyfikowałyby rysunki tychże postaci jako tzw realistyczne. To wg Scotta McClouda powoduje, iż łatwiej nam się utożsamiać z bohaterami przygód komiksowych.
Do tego dochodzi jakże ważny w komiksie – scenariusz. Zawarty jest on najczęściej w dymkach i mimo, że w owych dymków nie uraczymy w niekwestionowanym dziele “Une semaine de bonté” Maxa Ernsta to jest ono wg Scotta McClouda powieścią – kolażem bliższym komiksowi niż wydaje się to niejednemu historykowi sztuki. Max Ernst chciał aby jego obrazy nie tylko oglądać ale jednocześnie czytać! Przecież to swoisty storyboard!
Poza tym czy komiks nie spełnia formy edukacyjnej? Czy nie kojarzy się z rebusem – odpowiednio ułożonych rysunków, napisów i znaków?
O ile obrazy rozbudzają naszą wyobraźnię o tyle komiks oprócz rozbudzania wyobraźni – uczy, edukuje.

Komiksem przekazujemy wiele wartości kulturowych czy prawd historycznych – nie sposób tutaj nie wspomnieć komiksów autorstwa Zygmunta Similaka – w ofercie naszej galerii gdzie możemy poznać krok po kroku rzeź na Wołyniu czy zrozumieć chociażby dlaczego Jerozolima od początku jej powstania przechodziła z rąk do rąk i to w sposób bardziej przejrzysty i przyjemny aniżeli książki historyczne.
Mamy też Biblie w formie komiksu.
300 – powieść graficzna Franka Millera o bitwie pod Termopilami w 480 roku p.n.e. czy autobiograficzna powieść wspomnianego Zygmunta Similaka “Historie okupacyjne”.

Na pytanie – czy komiks jest dziełem sztuki? Jest tylko jedna odpowiedź. Z całą stanowczością należy stwierdzić, że tak. Należy nawet bronić tego zepchniętego w Polsce na bok swoistego rodzaju medium kulturowego i promować ze wszech miar.
Nie rozumiem dlaczego dla większości “znawców sztuki” komiks praktycznie nie istnieje. Plansze komiksowe będące oryginalnymi , pracochłonnymi, wymagającymi zdolności artystycznych oraz (a jakże!) wyobraźni – pracami autorów niczym sekwencja podzielnych a złożonych w jedną całość grafik/obrazów w jeden pełnoprawny obraz “kadr” jest tak mocno wyrzucone na margines rynku sztuki w Polsce chociaż poza naszymi granicami święci triumfy.

autor: Patryk W.