Zygmunt Similak MFKiG 2017 Łódź

Zygmunt Similak – MFKiG 2017 – Łódź

Grzegorz Rosiński, Jim Lee, David Lloyd, Simon Bisley, Zygmunt Similak … No właśnie – Zygmunt Similak.
Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier 2017. Gwiazdy sztuki komiksu. Wykłady. Spotkania. Strefa autografów. Gdzieś w cieniu – starszy Pan.
Punkt wydawania numerów do strefy autografów „Do Grzegorza Rosińskiego i Jima Lee dwa razy poproszę”
Korytarze Atlas Areny przepełnione młodymi ludźmi zafascynowanymi komiksem i grami. Punkty sprzedaży wydawnictw. Tłok i hałas. Wśród nich wydawnictwo … Zaręba.
Podchodzimy. Zaczynamy przeglądać ofertę. Komiksy historyczne. Dostrzegamy „Smert lachom”. Od razu pytamy o czym opowiada. Scenarzysta (jak się okazało również wydawca) opowiada o bandzie UPA na Wołyniu. Temat Nam znany. Zaczynamy przeglądać komiks. Kadry momentami strasznie brutalne. To jednak komiks historyczny, oparty na wielogodzinnych rozmowach z osobami, które to przeżyły lub znały takie osoby. To komiks oparty na zgromadzonych materiałach, dokumentacji i relacjach świadków. To komiks mądry. Oglądamy dalej. Na końcu chronologiczny spis wydarzeń. Początkowo styl nie urzeka. W miarę przeglądania kadrów zaczynamy zmieniać zdanie. Coś zaczyna się dziać aby po chwili już twierdzić, iż żaden inny tutaj by nie pasował…
Prosta kreska. Czerń i biel. Brak zachowanych proporcji. Cóż z tego jak robi wrażenie. Olśniewa. Oczarowuje.
„Scenariusz był ciekawy tylko … sceny mrożące krew w żyłach, takie trochę przykre. Pierwszy raz w życiu się z czymś takim spotykałem, że można tak ludzi mordować. (…)Mówiłem do Pana Zaręby, że może byśmy nie pokazywali, a że nie było w kolorze… jeszcze straszniej to by wyglądało.”
2 lata pracy. Ponad. Ze 2,5 roku – dodaje Pan Zaręba.
Po chwili widzę inny komiks. Bierzemy do ręki. Sprawdzamy nazwiska. Zygmunt Similak. Tytuł – Krucjaty. Odwracamy jeszcze pachnący farbą drukarską egzemplarz. Czytamy opis zanim otwieramy. Ten sprawia, że zaczynamy być niezwykle ciekawi zawartości. Czy jest równie brutalny i uniwersalnie prawdziwy? Styl ten sam. Perfekcyjny w swojej prostocie. Mnóstwo opisów. Dokładnych. Znów Chronologicznych. Chyba w końcu zrozumieliśmy historię Jerozolimy. Nigdy nie mogliśmy pojąć po co, dlaczego i kiedy. Teraz staje się to jasne.
Po chwili dowiadujemy się, że komiksy te będą wpisane na listę lektur gimnazjalnych. W końcu coś co przykuję uwagę młodych ludzi. Coś co nie pozwoli zapomnieć o historii.
Wszystko za sprawą dwóch twórców: scenarzysty – Roberta Zaręby oraz rysownika – Pana Zygmunta Similaka. Tak – Pana. Takim ludziom należy się szacunek.
Dzień następny. Kolejny.
W pewnej chwili nadchodzi Pan Zygmunt. Witamy się. Poznajemy. Wśród tego całego zgiełku staramy się zamienić kilka słów. Za godzinę rozpoczyna się wykład – spotkanie z Panem Zygmuntem na jednej z auli.
Przychodzi kilka osób – na oko – około 10 zafascynowanych twórczością autora. Ale nie tylko. Pasjonat historii. Sędziwy (84 lata) Pan Zygmunt Similak zaczyna niepewnym, cichym, bezstresowym i wolnym, opanowanym głosem opowiadać o swoim życiu. Siedzimy oniemiali.
Opowiada o czasach wojny, o swoim mentorze autorze Wicka i Wacka – Wacławie Drozdowskim.
„A to ja byłem dzieciakiem. Kolega, z którym Chodziłem do szkoły. To jego mama czy kuzynka tam sprzątała, coś takiego… pomagała bo Pan Drozdowski był chory (…) a ja byłem w szkole jednym z tych co najlepiej rysowali.
Ja mogę cię zaprowadzić do Pana Wacka, on rysuje Wicka i Wacka. Weź swoje rysunki i on oceni (…). No i Pan Wacek obejrzał te rysunki. To były takie rysunki, które ja rysowałem z Ekspresu Wicka i Wacka. I pamiętam jak powiedział mi – jak chcesz dobrze rysować musisz dużo rysować. Rysować i rysować i jeszcze raz rysować”

„Opublikował Pan dwa tomy swoich wspomnień. Czy jest szansa na ich kontynuacje?” – pada pytanie. Delikatny Uśmiech na twarzy autora i odpowiedź.
No w zasadzie to ja już opracowałem. Opierałem się na faktach. To co przeżyłem w czasie wojny (…). Były takie historie – no może nieświatopoglądowe jakby pozytywne. Na przykład – Szliśmy z kolegą – po kościele żeśmy wyszli i patrol niemiecki szedł. A z uliczki bocznej wyszedł taki Pan – starszy z grabiami. Bo to była niedziela a on tam gdzieś siano grabił. I on wyszedł. A tam w tym Tuszynie było tak, że jak Polak przechodził i miał nakrycie głowy czy nie miał, powinien się skłonić Niemcowi. To była taka zasada, ich tam taki regulamin. W Łodzi to tego tak nie przestrzegali ale tam to np żyd musiał mieć gwiazdę żółtą i chodzić po ulicy a nie po chodniku. I ten starszy pan wyszedł przed nimi. Nie zauważył czy nie chciał zauważyć – tak szybko jak na swój wiek i koło niego biegł piesek taki starszy (…) a my staliśmy obok za takimi krzakami. Jak on przeszedł to ten jeden Niemiec zaczął krzyczeć na niego. I doskoczył do niego i coś tam zaczął mówić ale on przecież nie rozumiał o co chodzi. I tak go zdenerwowało i tego staruszka walnął w szczękę – ten upadł a ten pies skubany taki był jakiś przywiązany do tego swojego pana, że złapał tego Niemca za nogę, za buta i zaczął go tam szarpać. A ten wyjął pistolet. Dwa razy strzelił. Zabił tego psa. My z daleka to myśleliśmy, że to nawet i tego staruszka. Byliśmy przerażeni. A ci Niemcy tam chwilę stali, coś tam do siebie rozmawiali i odeszli. Zanim my dobiegliśmy to ludzie obserwowali i ktoś wyskoczył i do tego nachylił się i tak usłyszałem jak my dochodziliśmy, że żyje tylko zęba stracił. Coś takiego. No i go tam podnieśli a takie dwie panie starsze stały obok i ja tak słucham a ona mówi ta jedna do drugiej „a dobrze mu tak! Przecież jest niedziela do kościoła powinien iść a nie grabić siano!” (…)
– Ja to też narysowałem.

Pan Zygmunt jest zajęty różnymi projektami. Wstaje rano. Robi rzeczy najpotrzebniejsze. Załatwia sprawy po czym 5h dziennie pracuje. Rysuje.
„Załatwiam co trzeba a później przeznaczam 5 … 4-5h na rysowanie”.

O „Zakonie” mówi –
„Ja już boje się o jedno, że jestem staruszek i już nie zobaczę tego komiksu w końcu. Chciałbym zobaczyć bo czuje, że w kolorze i teraz wydanie ma być dużo lepsze to by było naprawdę ciekawe”.

„a przepraszam jeśli można spytać docelowo będzie w kolorze „Zakon”?”
„A czym pan koloruje? Farbami?”
– „zwykłymi akwarelkami, najlepiej, bo te mocniejsze farby to mi przykrywają tusz i trochę się denerwuję przy tym.
– Na pytanie jak długo rysuje plansze i czy od razu tuszem czy najpierw ołówkiem Pan Zygmunt odpowiada „nie no najpierw ołówkiem! Taki artysta to ja nie jestem! mówią że jak dobrze ołówkiem się zrobi to później łatwiej jest tuszem”
– Najpierw stalówką a później przerzuciłem się na takie piórka ale japońskie.
Uwielbia rysować konie. Nie ze zdjęć. Z pamięci. Będąc młodym chłopcem nie miał aparatu. Jego kliszą był jego umysł. Tworzył obrazy w głowie. Klatki. Jeszcze nie kadry. Wkrótce. W dalszym „wkrótce”. Trzeba było zająć się domem. Utrzymać go. Praca jako zakładowy plastyk, nędzne grosze, rodzina, dom, kontrola jakości z możliwością utrzymania gospodarstwa domowego. Brak wolnego czasu na pasje. „Kontakt z rysunkiem taki był…”
„Gdybym po szkole się tym zajął lepszą kreskę bym teraz miał. Jakieś 20 lat straciłem”

„Ile trwała przygoda z Ekspresem Ilustrowanym?”
-„No właśnie – uporządkujmy. Gdzie można zobaczyć Pana prace – również te humorystyczne, z których Pan do tej pory słynął?”.
-„Teraz to już raczej…dla Detektywa rysowałem…”

To już strefa autografów. Tłumy do „gwiazd” rysunków. Pan Zygmunt przyjmuje pojedyncze osoby. Numerki do niego jeszcze są. My oczywiście czekamy na swoją kolej aby móc z nim porozmawiać, poprosić o rysunek, autograf, zdjęcie.
„Ze mną zdjęcie?” – pyta onieśmielony. Nie czuję się gwiazdą. Jest mu niezwykle miło. Nam także. Dla Nas to Zaszczyt. Pan Zygmunt nie jest przyzwyczajony do takiej roli. Rysunek jest nasz…

Galeria